Rynki oleistych drżą przez wojnę na Ukrainie, bo kraj ten jest największym producentem słonecznika i oleju słonecznikowego. Jednak Polska nie powinna się obawiać braku własnego oleju roślinnego. My bowiem bazujemy na oleju rzepakowym.
Polska, po Niemczech i Francji, zaliczana jest do grona największych producentów rzepaku w UE-27. Mamy około 19% udział w unijnej produkcji tej rośliny w 2021 r.
Zbiory rzepaku w 2021 r. oszacowano w Polsce na poziomie 3,2 mln ton. To ok. 2% więcej, niż w 2020 r. Generalnie od 2007 r. krajowe zbiory rzepaku przekraczają 2 mln ton, z wyjątkiem lat 2011–2012, kiedy obniżyły się do 1,9 mln ton.
Jednak wojna na Ukrainie, która jest największym na świecie dostawcą oleju słonecznikowego, wstrząsnęła łańcuchami dostaw. Rzepak, którego cena nie przekraczała przez kilka ostatnich lat poziomu 400 euro/t, zaczął silnie drożeć już od wiosny zeszłego roku. Jeszcze przed agresją Rosji kosztował ok. 3000 zł/t. W kontrakcie majowym na giełdzie Matif sięga 904,75 euro/t, przekraczając 4200 zł/t – podaje Izba Zbożowo-Paszowa.
Cóż, ceny rzepaku na świecie powiązane są z cenami soi. Choć rzepaku zbiera się ok. 70 mln t na naszym globie, to zbiór soi wynosi ok. 300 mln t rocznie. Prawie połowę światowej soi dostarcza Brazylia. Niestety, część plonów zagrożona jest tam dotkliwą suszą. To już wystarczy, by zatrząść rynkiem oleistych, a tu jeszcze dodatkowo pojawiło się zagrożenie dostaw słonecznika z Ukrainy.
Rzepak jest rośliną oleisto-białkową. Z tony rzepaku pozyskujemy 400 l oleju i 600 kg śruty. Z ogólnej ilości , 1/3 polskiego rzepaku idzie na rynek spożywczy, a 2/3 na biopaliwa.
Śruta rzepakowa zawiera 34% białka i jest dobrym komponentem białkowym. W wielu segmentach może zastąpić nawet śrutę sojową. Rzepak doskonale wpisuje się w strategię samowystarczalności białkowej Polski i Europy. Nasz kraj importuje 2 mln ton śruty sojowej rocznie. W pewnym stopniu możemy te zakupy ograniczyć i zastąpić własnym rzepaczanym białkiem.